poniedziałek, 7 lutego 2011

mydlane doświadczenie

Któregoś pięknego dnia postanowiłyśmy z koleżanką Olą zrobić mydło. Tak tak, mydło. Oczywiście można zabrać się do tego od samego początku, wytwarzając bazę mydlaną w procesie chemicznym, jednak nam bardziej zależało już na stronie estetyczno-artystycznej czyli stworzeniu fajnej formy. Wyszukałyśmy na jakiejś stronie internetowej pomysły na ręcznie robione prezenty, min. pachnące peelingujące mydło ze zwykłego szarego "białego jelenia". Ponieważ w posiadaniu takowego nie byłyśmy, użyłyśmy do tego jakiegoś innego, mało zapachowego mydła. Proces czasochłonny, jednak efekt nas zaskoczył, mydło nie dość że nadawało się do mycia, to jeszcze ślicznie pachniało i super peelingowało. Zachęcona tym eksperymentem nabyłam w sklepie internetowym bazę mydlaną i zabrałam się do pracy. Tak mnie wciągnęło, że spędziłam w kuchni cały dzień i połowę nocy. I to był błąd. To oraz to, że zamiast kupić specjalne przeznaczone do tego celu zapachy i kolory, ja postanowiłam użyć naturalnych produktów: mak, miód, otręby, cynamon i mączka ryżowa, olejek waniliowy i pomarańczowy...powinno pachnieć cudownie? powinno, ale po paru godzinach podgrzewania i chłodzenia kolejnych aromatycznych mydlanych warstw poczułam że robi mi się niedobrze. Otumaniona tą "cudowną" mieszaniną spakowałam mydła do foliowego worka i długo nie wyciągałam, samo spojrzenie w ich kierunku sprawiało,że robiło mi się niedobrze. Po paru miesiącach, podczas przeprowadzki do nowego mieszkania odkryłam że już mnie od mydeł nie odrzuca. Leżą teraz w łazience i jeszcze jedynie ją zdobią, może nawet odważę się ich użyć? Na razie eksperymentu nie zamierzam powtarzać, choć kawałek bazy mydlanej czeka jeszcze na nowe pomysły. Niech czeka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze